czwartek, 18 lutego 2016

Siemię lniane - z czym to się w ogóle je?

Dzień dobry!


Jak wiecie, bądź i nie ale pod koniec stycznia rozpoczęłam kurację siemieniem lnianym. Oczywiście nie jest to pierwszy i na pewno nie ostatni, jednak tym razem, chyba po raz pierwszy zaplanowałam tak długą kurację, bo aż 3 miesięczną! Mamy połowę lutego, więc jak się pewnie domyślacie, nie będzie to tradycyjny post o efektach stosowania kuracji, bla, bla, bla...


Mimo, że w Internecie informacji na temat tych cudownych ziaren jest mnóstwo, ludzie wciąż nie do końca wiedzą, o co tutaj biega! Widzę to chociażby po swoich znajomych, którzy często dziwią mi się, bo "jak ty możesz to jeść?!" Nie od dziś wiadomo, że siemię jest zdrowe, o tym wiedziały już nasze babcie (których wiedza jest tak drogocenna, jak mało co). Wiemy, że siemię ma dużo witamin i minerałów... No dobrze, dużo. To znaczy ile? Jakich?


W jednej, ustalonej przeze mnie i dla mnie, ok. 20gramowej porcji znajdziemy

8% dziennego zapotrzebowania* na potas, który jest bardzo ważnym pierwiastkiem dla naszego organizmu. Potas odgrywa znaczącą rolę dla naszego układu nerwowego, ponieważ uczestniczy w przewodzeniu impulsów nerwowych (pompa sodowo-potasowa i takie tam :P); ponadto utrzymuje prawidłowy rytm pracy serca (oj, a kroplówki potasowe bolą, bolą) i reguluje prawidłowe ciśnienie osmotyczne. Pomaga na zaparcia, skurcze mięśni, nieregularne bicie serca etc...

20% dziennego zapotrzebowania na magnez, który jest równie ważnym makroelementem dla naszego organizmu, jak potas. Magnez również umożliwia prawidłowe funkcjonowanie układu nerwowego, wspomaga pracę serca i całego układu krążenia i oczywiście jest składnikiem naszych kości.

18% dziennego zapotrzebowania na fosfor, który podobnie jak magnez buduje nasze kości

8% dziennego zapotrzebowania na żelazo, więc anemicy - biegnijcie do sklepu :)

8% dziennego zapotrzebowania na cynk - włosy, skóra i paznokcie :D

6% dziennego zapotrzebowania na wapń, który jak to nam od dziecka wbijano do głowy, buduje nasze kości, a jego niedobór powoduje próchnicę, krzywicę i osteoporozę i zaburza przewodnictwo nerwowe (skurcze mięśni szkieletowych zachodzą przy obecności jonów wapnia)

Także składników mineralnych w jednej łyżce stołowej mamy sporo :) A jak to będzie wyglądać w przypadku witamin?

6% dziennego zapotrzebowania na witaminę B6, która jest niezbędna do syntezy hemu, składnika hemoglobiny (anemicy, kolejny plusik), jej niedobór może również przyczyniać się do obniżonego nastroju, stanów depresyjnych i zaburzeń lękowych (oj, nieprzyjemna sprawa)

30% dziennego zapotrzebowania na witaminę B1, która wpływa pozytywnie na metabolizm, pamięć i nasz ulubiony układ nerwowy i serducho

10% dziennego zapotrzebowania na witaminę PP, inaczej znaną jako B3, która wspomaga układ pokarmowy, nerwowy i odgrywa znaczącą rolę w wyglądzie naszej skóry

* z zastrzeżeniem, że wynik podaje się dla osoby dorosłej, dla której zapotrzebowanie wynosi 2000kcal

Lekcja biologii zakończona, można przejść dalej :D

W Internecie można znaleźć stek bzdur na temat rzekomego wzrostu wagi u osób spożywających siemię lniane. Przepraszam bardzo, ale 100kcal dodatkowo dziennie to kromka chleba pszennego lub 2 kostki ptasiego mleczka mniej... No błagam :P

Wiemy już, że nie przybędzie nam 100kg, to może jak się zabrać za jedzenie?

Generalnie nie polecam jedzenia siemienia łyżką. W moim przypadku dawniej po prostu zalewałam łyżkę nasion na oko 1/3 szklanki wody i po 15 minutach wypijałam. Z czasem smak, a raczej jego brak zaczął mi przeszkadzać, więc zaczęłam dodawać sok owocowy. Przewinęło się też mieszanie z dżemem, musem owocowym z biedry czy lidla i wlewanie do owsianki :D Aktualnie, codziennie rano mieszam zalewam, gorącą wodą, ziarna siemienia lnianego (taką dużą stołową łyżkę) - łyżka na 1/2, 1/3 szklanki. No naprawdę różnie :) Odstawiam pod przykryciem na około 10 minut. Następnie mieszam i wlewam glutka do blendera i miksuję z dodatkiem owoców etc. Polubiłam ten sposób, bo przy okazji dostarczam dawkę owocków dziennie - witaminki górą!

Moje ulubione połączenia ostatnio to:

*siemię, banan, masło orzechowe



*siemię, banan, cynamon, miód

*siemię, gruszka, miód



Wiadomo, co sezon, to inne owoce :) Takie mixy jem lub wypijam, w zależności od konsystencji (a bardziej od przytomności z rana :D)

Ponadto siemię możemy wsypywać do owsianek, omletów, chlebków, koktajli, bułek, ciast, twarożku, sałatki, muesli, płatków, granoli, jogurtów - wszędzie :D


Podsumowując dobroczynne właściwości siemienia lnianego na nasz organizm, przy regularny i odpowiednio długim stosowaniu, możemy spodziewać się naprawdę pozytywnych efektów i to nie tylko na włosy ;) Dodatkowo, Kochani, weźcie pod uwagę fakt, że ja wcinam łyżkę dziennie i dla takiej porcji opisałam właściwości - różne źródła mówią o dziennej porcji, słyszałam nawet o 3 łyżkach dziennie. To jest już naprawdę kwestia indywidualna - należy słuchać swojego organizmu.

Pozdrawiam Was serdecznie,

carmen

PS wybaczcie fenomenalną jakość zdjęć, tak się kończy dodawanie postów z telefonu, bez wcześniejszego poglądu :P



wtorek, 2 lutego 2016

Nosz k... psia mać!



Ja wiem, fryzjerki nie mają miarki w oczach, ale 15cm?!


Plan był taki,

Końcówki, potem zapuszczamy i dbamy, w październiku ostre cięcie na fundację. I co? I ostre cięcie może będzie za dwa lata... Nie mam tej Pani za złe, że mi ścięła 15 cm, a nie 2cm - w końcu nie powiedziałam jej ile chcę. To był szybki ruch przed studniówkowym czesaniem, Pani miała podciąć końcówki - spodziewałam się max 5 (na tyle byłam przygotowana), w końcu włosy były w naprawdę dobrej kondycji. Dwa dni po studniówce, kiedy umyłam włosy wpadłam wręcz w histerię... No bo jak?! 15cm?! Pani po prostu wyrównała włosy do najkrótszych partii. Nieporozumienie, a jednak mi przykro.

Włosy mierzę w kitce, żadne inne mierzenie nie jest wiarygodne

34cm

Bardzo źle się czuję w takiej fryzurze, dlatego chcę, by włosy urosły jak najszybciej (co chyba nikogo nie dziwi)

Plan pielęgnacyjny

*od początku stycznia przyjmuję CP

Wewnętrznie:
31.01-31.03 kontynuacja kuracji CP
31.01-31.03 siemię lniane
31.03-31.06 Revalid
01.07-01.10 Gelacet
02.10-02.01 skrzyp + pokrzywa, witamina B, magnez i potas, CP

Tak, CP na mnie działa, bardziej na wypadanie, ale działa. Po pierwszym miesiącu już słyszałam, że urosły mi włosy, więc na porost chyba tez :) Nie było dane mi sprawdzić :P

Zewnętrznie:
31.01-29.02 kuracja Power Hair Joanna (zostało połowę buteleczki)
01.03-01.04 kozieradka
02.04-02.05 ulubiona Joanna Rzepa
03.05-03.06 Jantar
Na resztę roku zaplanuję coś później, nie chcę się powtarzać.

Ponadto, skoro są już tak krótkie może keratynowe prostowanie? Przemawia do mnie wizja dłużej zdrowych końcówek, tafla wygładzonych włosów - teraz i tak nie pozwolę, by się kręciły. Jeśli już jesteśmy przy końcówkach, to jeszcze bardziej przyłożę się do pielęgnacji. Do tej pory używałam oleju kokosowego i silikonowego serum, jednak "kiedy sobie przypomniałam" czyt. styczeń był systematyczny. Teraz dołożę krem Montibello i zobaczymy jak sobie cwaniak poradzi.

I chyba przede wszystkim cierpliwość, a z tą u mnie słabo. Czy mam jakiś cel na ten rok? Tak, 20cm. To sporo, jednak będę się starać, a przy okazji wypracuję systematyczność. Kiedy cała motywacja mnie opuściła o braniu jakichkolwiek suplementów nie było mowy - przecież przypominanie sobie o nich raz na tydzień mija się z celem. W styczniu zrobiłam duuży krok - CP przyjmowałam codziennie - jednego dnia 4, następnego 5 tabletek dziennie. Efekty podobno było widać, a i o wypadaniu mogłam zapomnieć.

A co u mnie? Czy ktoś tu o mnie pamięta?
Przestałam pisać w wyniku problemów osobistych, znowu jestem chodzącym smutasem z brakiem chęci do wszystkiego. Matura za pasem, a nawet nie mam ochoty do niej podchodzić Teraz, bez włosów jest mi jeszcze bardziej smutno - zwyczajnie źle czuję się w nowej fryzurze. Ponadto, chciałam coś w tym swoim życiu zrobić pożytecznego, oddać włosy na fundację. Planowałam wyhodować je do talii i ściąć. Jakiejś pięknej kobiecie na pewno by się przydały i myślę, że byłaby chociaż troskę szczęśliwsza. A teraz co? I jak mam je oddać, skoro mi je zabrano? Cięcie październikowe przesunie się gdzieś o dwa lata. Super.

Koniec mojego smutnego monologu, nie chcę tu nikogo dołować :) Na koniec wrzucam dzisiejsze włosy:




piątek, 22 maja 2015

Biovax Intensywnie Regenerująca maseczka Keratyna + Jedwab

Dzień dobry!

Ostatnio miałam ogromną ochotę kupić wszystkie dostępne maski Biovax. Powstrzymał mnie Pan Portfel, a właściwie jego brak :D Generalnie nie jestem fanką kupowania na zapas, ale była promocja...  Na szczęście nie kupiłam nic :) A dzisiaj przedstawiam Wam jedną z masek Biovax, Intensywnie Regenerującą Keratyna+Jedwab. W Internecie ma raczej pozytywne opinie, ale czy u mnie się sprawdziła?





Ta intensywnie regenerująca maseczka została opracowana przez specjalistów w celu zagwarantowania Twoim losom gruntownej odnowy zarówno na powierzchni, jak i w ich głębokich warstwach. Unikalna cecha maseczki to woskowa konsystencja oraz bogata w substancje odżywcze receptura. Naturalne składniki oraz brak substancji drażniących umożliwiających regenerację i ochronę włosów. 


Maseczka Biovax zawiera Pro2Kera Silk - aktywny zespól naturalnych białek, który dzięki zestawieniu niskocząsteczkowych aminokwasów i wysokocząsteczkowych protein wykazuje szerokie spektrum działania zarówno na poziomie rdzenia, jak i na powierzchni włosa. 


Aminokwasy jedwabiu (300 Da) wnikają do włókna włosa, wypełniając ubytki strukturalne w jego warstwach korowych. Wiążą wodę, utrwalając efekt głębokiego nawilżenia.


Proteiny jedwabne (50.000 Da) tworzą na powierzchni włosa delikatny biofilm, który utrzymuje wilgoć w jego wnętrzu oraz chroni go przed agresywnymi czynnikami środowiska zewnętrznego.


Keratyna(28.000 Da) uzupełnia niedobór naturalnych składników budulcowych osłonki włosa, plombując jej uszkodzone miejsca.


Ekstrakt z henny ułatwia aktywnym składnikom wnikanie do wnetrza włosa i jego cebulki.

Skład: Aqua, Cetyl Acohol
(alkohol tłuszczowy, dobry alkohol, wygladza), Cetrimonium Chloride,(konserwant)Cetearyl Alcohol(alkohol tłuszczowy, dobry alkohol) (and) Cetareth-20,Glycerin(nawilżająca gliceryna), Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Acetyled Lanolin(lanolina, wygładza), Silk Amino Acids(proteiny jedwabiu, alanina i glicyna), Hydrolyzed Silk(hydrolizat proteinowy jedawibiu)  Hydrolyzed Keratin(hydrolizat keratyny), Lawsonia Inermis Extract, Trimethylsilylamodimethicone (and) C11-15 Parth-9, Parfum, Citric Acid)regulator pH)  Tithanolamine, Methylisothiazolinone(konserwant), Phenoxyethanol (and) Ethylhexyglycerin, Benzyl Salicytale, Butyphnyl Methylpropional, Geraniol (nadaje zapach, tonizuje), Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool, Potassium Sorbate.

 Maska jest bardzo gęsta, wręcz budyniowa i przyjemnie pachnie. Tak delikatnie i nie chemicznie. Zapakowana jest w standardowe dla masek tej firmy opakowanie z solidnym zamknięciem. Czasem nawet mam problem z otwieraniem, przynajmniej wiem, że w podróży się nie otworzy. 


Producent zapewnia, że w składzie maski nie ma parabenów i SLS-ów, oczywiście skład o potwierdza :) Zamiast parabenów jako konserwanty producent zastosował Cetrimonium Chloride i Methylisothiazolinone. Jak już jesteśmy przy składzie, to znajdziemy również obiecane keratynę i jedwab, ekstrakt z henny oraz olej ze słodkich migdałów. Do tego nawilżające i wygładzające glicerynę i lanolinę. Trzeba zaznaczyć, że ta maska zawiera silikon Trimethylsilylamodimethicone. Osoby, które starają się nie używać silikonów nie będą zachwycone ;) Sama byłam przeciwniczką silikonów, obecnie nie toleruję ich w szamponach, a jeżeli chodzi o maski i odżywki - silikony to również ochrona dla naszych włosów przed uszkodzeniami mechanicznymi. Maska nie jest nimi napakowana (takiej bym nie wzięła), dlatego też spokojnie możemy ją stosować nie bojąc się przy tym oblepienia włosów. Skład maski jest więc przyjazny :) 

Pamiętajmy, że jest to maska proteinowa! Dlatego nie należy używać jej zbyt często, a dziewczyny z bardzo zniszczonymi i wysokoporowatymi włosami powinny pamiętać o dodaniu do niej oleju i czegoś nawilżającego. Właściwie to maska właśnie w takim wydaniu sprawdza się najlepiej :) Po niej mam włosy puszyste, ale wygładzone i zdyscyplinowane :) Maska nigdy nie zrobiła mi krzywdy i mogę dodać do niej bardzo dużo oleju, a i tak nie przeciąży mi włosków :) 

Polecam Wam, ale pamiętajcie, że trzeba na nią uważać, by nie zrobić sobie krzywdy. Ja nie stosuję jej częściej niż co dwa tygodnie. Maska mimo swojej gęstej konsystencji jest bardzo wydajna - używam jej od grudnia :)  

poniedziałek, 18 maja 2015

3 sposoby na idealnie wygładzone włosy bez prostownicy

Dzień dobry!

U mnie pogoda nie dopisuje, jest szaro, brzydko i deszczowo. Jak deszcz nie pada, to wieje tak, że ciężko się idzie :( Myślę, że szał na wiosenne promocje już minął, ja w tym roku nie poszalałam i kupiłam tylko to, co mi było potrzebne. A Wy jak tam? Część Waszych łupów widziałam :)

Jestem po miesiącu olejowania włosków olejem krokoszowym. Efekt miękkich włosów się utrzymuje, mimo iż nie nakładam już oleju codziennie. Ponadto końcówki są bardzo zdyscyplinowane :) No ale co z tego jak cały czas brakuje mi blasku? Albo włosy mają BHD! Jak temu zapobiegać? Wiadomo, że każdy chce, by nasze włosy codziennie były piękne, wygładzone, błyszczące, miękkie. Jednak przy wysoko i średnioporowatych włosiskach efekt ten jest raczej ciężki do uzyskania. Raz na jakiś czas, oczywiście! A jeśli czeka nas ważne wyjście, do którego przygotowujemy się już od jakiegoś czasu i chcemy wyglądać perfekcyjnie? Ja mam swoje trzy, zawsze sprawdzające się sposoby na wygładzenie włosów :)


środa, 13 maja 2015

Kwietniowe olejowanie - podsumowanie akcji :)

Dzień dobry!


W kwietniu, wraz z 24  innymi blogerkami, przed każdym myciem olejowałyśmy nasz włosy. Czy długie, czy krótkie to nie miało znaczenia :) Bardzo długo zastanawiałam się nad wyborem oleju, którego przez miesiąc będę używać. Zależało mi na tym, by był to jeden olej, a nie mieszanka. Na razie nie testowałam zbyt wielu czystych olei, dlatego też zależy mi na wypróbowaniu jak największej ich ilości. Na początku wybrałam olej ze słodkich migdałów, jednak nawet nie zdążyłam go wypróbować. Buteleczka potłukła się i trzeba było biec do sklepu po nową. Jednak tym razem nie dysponowałam tak dużą ilością pieniążków i zmuszona zostałam do kupienia tańszego oleju. Cały czas pamiętałam, jak bardzo moje włosy lubiły olej lniany - po nim były błyszczące, miękkie i zdyscyplinowane. Olej lniany zawiera dużo kwasu alfa-linolenowego i linolowego. Właśnie tym pokierowałam się w wyborze oleju do testów. Wybór padł na olej, który ma największą zawartość kwasu linolowego ze wszystkich olei roślinnych. Czyli na... olej z krokosza bawierskiego


O oleju krokoszowym w Internecie jest bardzo niewiele, a szkoda, bo uważam go za fajny produkt. Troszeczkę jednak się na nim zawiodłam. Czego się spodziewałam? Lśniącej tafli tak jak po oleju lnianym.I tego niestety nie uzyskałam. Po oleju krokoszowym włosy były nieco bardziej błyszczące niż zazwyczaj, jednak nie był to efekt wow. Pisząc teraz recenzję przypomniałam sobie, że olej lniany u mnie dawał lepsze efekty, kiedy używałam go na włosy zwilżone wcześniej wodą. Oleju krokoszowego używałam przed każdym myciem na minimum godzinkę, ale na włosy suche. Może tu jest  ten haczyk? Jednak olej krokoszowy czymś bardzo mnie zaskoczył... Wróćmy teraz do czasów dzieciństwa, kiedy to nie znałyśmy słowa prostownica, lokówka i farba do włosów, kiedy nasze włosy były mięciutkie jak pupcia niemowlaka.. Pamiętacie to? Ja przypomniałam sobie te czasy, po którymś użyciu oleju krkoszowego. Moim włosom nadaje on taką miękkość, no tylko macać i macać, bo takie mięciutkie! Ponadto olej ten umie poradzić sobie z niesfornymi końcówkami. Fajnie je zabezpiecza i nie przeciąża przy tym. Kilka raz zasnęłam z olejem i następnego dnia, włosy wyglądaly jakbym ich w ogóle nie olejowała. Moje włosy dosłownie go piły!

Jedna sprawa, dla niektórych może i ważna - czasami miałam małe trudności w zmyciu oleju. Włosy wydawały się jakby właśnie niezmyte. Być może to jedynie moje odczucie, bo nikt nie potwierdził moich słów. Jednak czasami, głównie podczas ostatnich kilku olejowań zauważyłam, że włosy rano są jakby obciążone.

Na zdjęciu dużych efektów według mnie nie widać, włosy głównie zyskały na miękkości.


Olej na pewno sprawdzi się na włosach suchych i wysokoporowatych :) Postaram się na dniach zrobić lepsze zdjęcia. Tylko potrzebuję do nich pogody :(

sobota, 9 maja 2015

Balsam na porost włosków Bania Agafii

Dzień dobry !

W ostatnim, kwietniowym podsumowaniu miesiąca pisałam o 1,5cm przyroście. W kwietniu na skalp używałam balsamu na porost włosów z rosyjskiej serii Bania Agafii.



Specjalny balsam - aktywator wzrostu włosów
Do włosów osłabionych
Produkt zawiera 100% składników naturalnych
Balsam-aktywator został stworzony na bazie specjalnie dobranych ziół przeznaczonych do pielęgnacji osłabionych włosów. Naturalne składniki aktywne mają dobroczynny wpływ na skórę głowy: ogrzewają i odżywiają cebulki włosowe, stymulując wzrost włosów. Balsam wygładza włosy, zmiękcza i ułatwia rozczesywanie. Wyciąg z igieł syberyjskiej sosny bogaty w aminokwasy i witaminę C, przywracając młodość i gęstość włosów. Herbata kurylska zmiękcza włosy i ułatwia rozczesywanie. Korzeń łopianu zawiera proteiny, witaminy A,B, E i P, wzmacniające korzenie włosów. Olejek eleuterokoka kolczastego wzmacnia odżywienie cebulek włosowych. Organiczny ekstrakt dziurawca zapobiega łamliwości włosów. Olejek z rokietnika ałtajskiego to bogate źródło witamin, intensywnie odżywia skórę głowy. 

Sposób użycia: balsam-aktywator nanieść na wilgotne, umyte włosy, rozprowadzić na całej ich długości, pozostawić na 2-3minuty i zmyć ciepłą wodą.

Skład:
Aqua , Cetearyl Alcohol, Glycerin(gliceryna), Behentrimonium Chloride, Cetrymonium Chloride, Quaternium-87, Hydroxyethylcellulose, Cetrimonium Bromide, Pinus Pumilio Leaf Extract ( ekstrakt z syberyjskiej kosodrzewiny ), Organic Hypericum Perforatum Extract ( organiczny ekstrakt z dziurawca ), Potentilla Supina Extract (ekstrakt z pięciornika niskiego ), Arctium Lappa Root Extract (wyciąg z korzenia łopianu ), Eleutherococcus Senticosus Root Extract ( olej eleuterokoka kolczastego), Rosmarinus Officinalis Oil ( olejek z rozmarynu ), Hippophae Rhamnoides Fruit Oil ( olej z ałtajskiego rokitnika ), Benzyl Alcohol, Sorbic Acid, Benzoic Acid, Citric Acid, Parfum.

Balsam jak wszystkie kosmetyki Bania Agafii ma śliczną szatę graficzną. Kojarzy się właśnie z naturą, z kosmetykami babcinej roboty. Zapach jest bardzo delikatny i przyjemny, jednak nie pozostaje na włosach. Ale teraz się przyczepię. Skoro balsam ma wzmocnić cebulki włosów i skórę głowy, to powiedzcie mi jak ma to zrobić, jeśli będziemy go stosować na włosy, na całej ich długości? Czy tylko ja czegoś tu nie rozumiem? No bo jak? Z tego powodu nie postąpiłam z zaleceniami producenta (nic dziwnego) i aplikowałam balsam na skórę głowy masując ją przy tym. Balsam jest dość gęsty - trochę gęstszy niż większość odżywek b/s. Bardzo łatwo rozprowadza się na włosach i pieni podczas masażu. Producent obiecuje wygładzenie, zmiękczenie i ułatwienie rozczesywania. Ja dodatkowego wygładzenia nie widzę, natomiast jeśli chodzi o resztę, to włosy są faktycznie bardziej miękkie i łatwiej się je rozczesuje. W składzie widzimy wysoko nawilżającą naszą skórę głowy i włosy glicerynę, a dalej obiecane ekstrakty i olejki. Jedno ale. Producent wspomniał o herbacie kurylskiej, ja natomiast w składzie jej nie widzę... ;) 


Jeżeli chodzi o wydajność, to używałam przez miesiąc co mycie, czyli co dwa dni i jeszcze produktu zostało na kilka użyć. No i teraz najważniejsze, jak spisał się na porost? A spisał się, 1,5cm to dużo :) 


Czy pomógł mi w walce z wypadaniem? Wypadania na pewno nie powodował, tutaj nie zauważyłam, żeby wypadanie zupełnie ustało, jednak włosów podczas rozczesywania było mniej :)


Uważam, że to całkiem fajny produkt, można go używać, żeby skóra głowy odpoczęła po alkoholowych wcierkach :) Nie jest to jednak mój hit - brakowało takiego efektu wow, zatrzymania wypadania i wysypu babyhair. Tak czy siak, polecam wszystkim :)


Balsam kupiłam za 7,50, co niestety widać na zdjęciu - przepraszam :D Natomiast w sklepach internetowych dostaniecie za około 5zł :)



Znacie? :)

poniedziałek, 4 maja 2015

(4) Miesiąc z...

Dzień dobry!

Ale ta majówka szybko zleciała... I trzeba wrócić do codziennej, szarej rzeczywistości. Ja ten wolny czas spędziłam leniuchując, ale aktywnie :D Odbyłam parę wycieczek rowerowych, spacerów i generalnie leniuchowałam na sportowo :) Kwiecień mi się strasznie dłużył i nie zaliczam tego miesiąca do najbardziej udanych. W tym roku alergia dała się we znaki i codzienny ból głowy bardzo utrudnił mi życie. Ponadto przy każdym wyjściu z domu płakałam. Po co wziąć leki przed wyjściem :D

Kwiecień bardzo mi się dłużył, ale nie miałam nic konkretnego do roboty. Chęci w sumie też nie. Myślę, że zrozumieją mnie osoby, które też mają alergię i borykają się z tym okropnym bólem głowy.

W kwietniu spotkała mnie okropna przygoda. Jak wiecie, a może i nie ;) jestem raczej przeciwniczką odżywki do paznokci Eveline. Kiedyś jej użyłam i paznokcie mnie lekko bolały. Nie chciałam jej używać. Jednak przekonała mnie moja koleżanka, która oddała mi końcówkę swojej odżywki, żebym wypróbowała. Może pomoże i trochę utwardzi moje pazurki. Pomalowałam, wyszłam z domu i zaczęło się piekło. Paznokcie piekły niemiłosiernie. Po powrocie do domu szybko zmyłam pazurki. Następnego dnia pojawiły się na nich krwawe bruzdy. A z każdym kolejnym dniem płytka paznokcia odklejała się od łożyska. Na szczęście dotknęło to tylko mojej jednej ręki. Druga działa bez zarzutu i nic złego się z nią nie stało. Lewa, czyli ta poszkodowana, wygląda już na szczęście coraz lepiej i teraz walczę o przyrost :)

Ale gdyby to wszystko...

Wpadłam na pomysł przedłużenia pazurków przy pomocy hybrydy. Zdecydowałam się już, że na pewno tego chcę. Wtedy miałam mini wypadek i paznokieć pękł w połowie. Krew się polała i gdybym odchyliła tę pękniętą część, mogłam zobaczyć mięsko. Nic fajnego, bolało kilka dni. Przy tak dużym urazie nie byłam już pewna, czy przedłużenie jest bezpieczne. Okazało się, że raczej nie ms problemu mogę. Już chciałam się umówić na wizytę, jednak część paznokcia po prostu odpadła. Teraz już jest dobrze i niedługo będę cieszyć się zupełnie zdrowym paznokciem. Myślę, że przedłużenie za pomocą hybrydy zrobię dopiero w wakacje.

Kwiecień przynajmniej pod względem włosowym nie był taki zły. Udało mi się ograniczyć przetłuszczanie - myślę, że tutaj zadziałał balsam Babci Agafii na porost. Dzięi temu włosy mogłam myć co dwa dni :) Ponadto przed każdym myciem olejowałam włoski = wytrwałam w akcji olejowania i zostało mi jeszcze parę dni. Testowałam całkiem ciekawy olej, chociaż spodziewałam się zupełnie czegoś innego ;) Ale o tym już niedługo.

Wracając do balsamu, poniższy balsam na porost stosowałam po każdym myciu tylko i wyłącznie na skalp. Bardzo fajnie się  rozprowadzał po włoskach i nawet lekko pienił przy dwuminutowym masażu :) Wpłynął pozytywnie nie tylko na ograniczenie przetłuszczania, ale również na przyrost. W końcu to było jego zadanie :

początek miesiąca: 53.5cm pasmo 38,5 kucyk. 
koniec 55cm pasmo 40cm kucyk

Włosy urosły 1,5cm :)

Jestem bardzo zadowolona z wyniku, nie myślałam, że taki ładny przyrost mi da :)

Moje końcówki po ostatnim cięciu również mają się świetnie :)

Jeśli chodzi o kosmetyczne zużycia tego miesiąca, stan na chwilę obecną wynosi zero. Jednak patrząc na zawartość moich kosmetyków widzę, że w maju sporo się pokończy :)

Na koniec załączam zdjęcie włosków:

Jak Wam minął kwiecień? :)